Recenzja

Kawaler Mieczy recenzja książki

„Były to czasy oceanów światła i czasy dzikich bestii z brązu latających w przestworzach, miast unoszących się tuż pod sklepieniem nieba. Stada karmazynowego bydła, roślejszego niż zamki, napełniały porykiwaniem pastwiska: młode i hałaśliwe stworzenia nawiedzały ponuro toczące swe wody rzeki. Był to czas bogów, których nieustanną obecność można było dostrzec we wszystkim, co istniało na świecie: czas bezrozumnych krasnali i pozbawionych kształtu stworów, które można było przywołać nieostrożną, bądź gorączkową myślą, a które nie odchodziły nie zadawszy cierpienia, lub póki nie złożyło się im okrutnej ofiary: czas magii, zjaw, niestałej przyrody, zdarzeń pozornie niemożliwych, paradoksów mogących wpędzić w szaleństwo: marzeń spełniających się posłusznie i marzeń realizujących się na opak: koszmarów sennych raptownie stających się zjawą”.

„Były to czasy ciekawe i czasy mroczne. Czasy Praw Miecza”.

Świat wykreowany przez Moorcocka jest tak samo piękny, jak i niebezpieczny. Jego ogrom i różnorodność porażają czytelnika. Znajdziemy w nim wiele dziwnych, humadoidalnych ras, które w wyniku działania boskich sił odziedziczyły niektóre cechy roślin czy zwierząt. Budzące grozę stwory, dzikie bestie, olbrzymy, monstrualni bogowie… To jeszcze nie koniec listy, a nawet nie jej środek. Tutaj nawet konie są nienaturalne i dysponują nadprzyrodzonymi zdolnościami, o których nawet nie śniło wam się pomyśleć.

Akcja rozgrywa się w czasach, w których ludzie są tylko żądnymi krwi i łupów barbarzyńcami, łupiącymi domeny Kawalera Mieczy. Niszczą oni wioski, zabijają mądrzejszych przedstawicieli dawnych, starożytnych ras: Vadgagh i Nhadragh, a wszystko to za sprawą spaczonych, znudzonych i dekadenckich bogów. Mabden, bo tak autor nazywa rasę ludzką, prowadzeni przez zdeprawowanego hrabiego Glandyth a Krae, powoli wdzierają się w świat bohatera książki, księcia Corum, szerząc chaos w spokojnych dotąd krainach, w których wojny nie było tak dawno, że starożytni zapomnieli, jak się korzysta z miecza. Corum, książę w czerwonym płaszczu, wyrusza na misję, której celem jest dostarczenie ojcu informacji o siłach, które nie pozwalają jego rasie przenosić się do pozostałych czternastu planów, równoległych wymiarów, po których kiedyś można był podróżować. Kiedy wraca, wszyscy już nie żyją. Zostaje sam. Postanawia zemścić się na mordercach rodziny. Rozpoczyna się jego samotna tułaczka, podczas której nauczy się co to ból, cierpienie, miłość, a także przekona się, jak niewiele można zrobić w świecie, gdzie wszystko dzieje się z boskiej woli. Będzie nieświadomie zabijał przyjaciół kierowany tajemnymi siłami, będzie płakał i zastanawiał się, czy nie wybrać śmierci z własnej ręki.

Bohater Moorcocka jest złożony i wielowymiarowy, jak świat w którym żyje. Należy do rasy, której obce były wszelkie przejawy zła, dla której miecz był tylko ozdobą i służył do przedzierania się przez leśne gęstwiny. Poznajemy Corum, kiedy jest prawym humanoidem. Nie zna zła i zemsty, obce są mu uczucia gniewu i zawiści. Zły świat i przemiany w nim zachodzące zmuszają go do poznania prawdy o egzystencji na ziemiach opanowanych przez zło. Dobra natura Corum zostaje po części zmieniona. Jego czyny niekiedy nie zależą od własnej woli. Morduje on swego przyjaciela nie chcąc tego robić, motywowany przez przeszczepioną mu rękę boga Kwll, która sama myśli i decyduje co robić. Okaleczony przez ludzi bohater, cudem uratowany przez włochatą postać z gór, dostaje nową rękę i oko. Są to pierwiastki zła, które niszczą sklepienia dobra i pozytywne uczucia w księciu. Jego rozterki i myśli podczas trwania przygody ukazują, jak doskonale autor potrafi wniknąć w psychikę człowieka postawionego pod ścianą, dla którego śmierć nie może być straszna, gdyż wie, że i tak jest skazany na zgubę.

Moorcock pisze wspaniale. Czytelnik jest w stanie wyobrazić sobie nawet najdziwniejsze stworzenie przez niego opisane. Mimo że książka nie jest tak długa, jak „Władca Pierścieni”, nie mamy problemu z dokładnym poznaniem świata Kawalera Mieczy, upadłego boga Ariocha. Barwne opisy, szybka i zaskakująca niekiedy akcja, ciekawe pomysły i multum różnorakich dziwactw, to plusy tej publikacji. Książka wciąga, czyta się ją szybko i płynnie, pozwala wam uciec od szarości zimnego polskiego przedwiośnia. Znajdziemy się w wielkich lasach, w krainach płomieni, lodu, na bezludnych wyspach, w zamkach i miastach nieznanych ras. Moorcock nie bez powodu jest zaliczany do grona mistrzów gatunku. Corum przypomina trochę Conana, jednak ten drugi jest tylko barbarzyńcą. Książę w purpurowym płaszczu to istota wyższa, inteligentna, wrażliwa i dzielna zarazem. Jest kwintesencją wielowiekowej tradycji jego ludu, Vadgaghiem, który posiadł wszelkie cnoty swojej rasy.

Książka poprzez odpowiednie poprowadzenie fabuły, ukazuje dwie fundamentalne zasady, które jak widać działają nie tylko w naszym świecie. Pierwsza z nich uczula nas, że nigdy nie powinniśmy osiadać na laurach i że może nas zgubić nasza pycha i nieświadomość niebezpieczeństwa. Pycha ta doprowadza rasę Corum do zguby. Vadgagh nigdy nie sądzili, że Mabden znajdą w sobie odwagę, żeby ich zaatakować. Nie jesteśmy pewni przyszłości; po tysiącu dniach pokoju może przyjść tysiąc lat wojny. Siedem tłustych krów i siedem chudych; prawda niezmienna od lat.

Druga zasada dotyczy predestynacji. Wszystko jest z góry ustalone, idziemy po sznurku rozciągniętym przez bogów, który to sznurek w każdej chwili mogą oni przeciąć. Boska zabawa życiem jest okrutna, każdy krok Corum nie zależy od niego. Smutne. Zły Arioch bawi się nim, jak kukiełką. Jedynie ostatnie siły boga dobra ratują księcia przed śmiercią i pozwalają stanąć mu przeciw wrogowi. Łączy się to z pierwszą zasadą. Widać, że pycha bogów również prowadzi do zguby. Nieumiejętna zabawa z księciem skutkuje tym, że własna broń Ariocha uderza go w samo serce, a raczej ściska je z piekielną siłą, aby w końcu rozkruszyć je w drobny mak. Ale jak do tego doszło, przeczytajcie sami!


Autor: Michael Moorcock
Tytuł: Kawaler Mieczy
Wydawnictwo: Pomorze
Data wydania: 1990
Kategoria: fantastyka
Ilość stron: 148
Okładka: miękka


Autor recenzjie Jacek Dąbrowski. Jesteśmy częścia StacjaKultura.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *