Obraz Anga Lee okrzyknięto bowiem jednym z najważniejszych filmów dekady. Daje widzowi niezmiernie dużo – niezależnie od stanowiska do spraw mniejszości seksualnych czy kowbojów. Oczywiście tym, którzy chcą widzieć.
Po pierwsze, spojrzenie Anga Lee nie jest nacechowane żadnym dydaktyzmem i publicystyką społecznego zaangażowania. Opowiadanie Annie Proulx reżyser potraktował jako wyjście do uniwersalnej opowieści o miłości dwojga ludzi. Fakt, że są to dwaj mężczyźni w tym przypadku jest tylko bardziej oryginalnym kontekstem, przepełnionym jednakże humanizmem. Ta miłość nie jest ani mniej prawdziwa, ani mniej przejmująca niż miłość jakiejkolwiek innej, bardziej konwencjonalnej pary. To uczucie nie jest też idealizowane – są rysy i pęknięcia, które z latami robią się coraz bardziej wyraźne czy przytłaczające. Niezwykle ciekawa jest w tym wypadku konkluzja. Otóż prawdziwe przeszkody tejże miłości nie leżą po stronie opresyjnego społeczeństwa, ale w samych kochankach, niezdolnych do pełnego wyzwolenia czy szczerości.
Po drugie, reżyserska wirtuozeria Lee’go, z jaką buduje swój film, całkowicie zasłużenie uhonorowana Oscarem i worem międzynarodowych nagród, udowodniła, że jest jednym z najciekawszych twórców światowego kina. Melodramat, w którym emocje rozgrywane są niemalże wyłącznie na: spojrzeniach, niedomówieniach, gestach, zresztą niezwykle subtelnie i spokojnie prowadzonych, odnowiła ten gatunek. A wydawało się, że przez ostatnie dziesięciolecia dotknęła go śmierć naturalna. Świat nie wierzy łzom, ale melodramat jak najbardziej i właśnie z tego powodu prawda „Brokeback Mountain” jest szczególna i pozwala uznać go za najciekawszy obraz tego gatunku od czasu „Zmysłów” (1954)- Luchino Viscontiego.
Aktorskie kreacje czwórki głównych bohaterów też nie są bez znaczenia. Każde z nich, wywodzące się z komercyjnych produkcji dla nastolatków, pokazało w tym filmie swoje głębsze i bardziej dojrzałe oblicza. Dla Heatha Ledera było także jednym z najważniejszych przyczynków do budowania swoistej legendy po jego tragicznej śmierci w 2008 roku. Jake Gyllenhaa,l na przemian grający w kasowych hitach i niezależnych produkcjach, dał jak dotąd swoją najlepszą rolę w karierze, niezwykle złożoną i niejednoznaczną. Natomiast w przypadku Michelle Williams i Anne Hathaway, obraz Anga Lee’go otworzył im drogę do ciekawszych propozycji, zwieńczonych w zeszłym roku wybitnymi kreacjami w filmach „Wendy and Lucy” (2008) i „Rachel wychodzi za mąż” (2008).
Wreszcie „Brokeback Mountain” w niestandardowy sposób dorzuca swój kamyk do reinkarnacji westernu w amerykańskim kinie wraz z takimi tytułami jak „Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady” (2005), „To nie jest kraj dla starych ludzi” (2007), czy „Zabójstwo Jesse Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” (2007). Jednak historia o kowbojach z homoseksualnymi skłonnościami nieco wypacza gatunek westernu, gdyż „zdobywcy Dzikiego Zachodu” w amerykańskiej mentalności są wręcz bohaterami narodowymi, a jak wiadomo bohater nie może mieć żadnych słabości. Owa niemoc, co ciekawe, nie odbija się w ogóle na charakterze i męskości Ennisa i Jacka. Pozostają prawdziwymi mężczyznami, nie rzucając nawet na to cienia wątpliwości.
Ang Lee ryzykował wiele, projektując właśnie taki obraz nie tylko homoseksualistów, ale też kowbojów. Na szczęście udało mu się stworzyć film zarówno wybitny tematycznie jak i formalnie, który zmienił doprawdy wiele – nie tylko w stereotypie myśleniowym o parach homoseksualny, ale także w samym kinie. „Brokeback Mountain” pozostaje jednym z najprawdziwszych melodramatów o niespełnionej miłości.
Produkcja: USA, Kanada
Rok wydania: 2005
Reżyseria: Ang Lee
Scenariusz: Diana Ossana, Larry McMurty
Zdjęcia: Rodrigo Prieto
Muzyka: Gustavo Santaolalla
Obsada: Heath Ledger, Jake Gyllenhaal, Anne Hathaway, Michelle Williams, Randy Quaid
Gatunek: Melodramat
Czas trwania: 134 min.
autor recenzji Bartłomiej Konarski. Jesteśmy częścią StacjaKultura.pl a ten tekst jest ich własnością.